sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 1

   -To co? Przyjdziesz? - Zaśmiała się kpiąco Britany.
   Własnie wychodziłyśmy ze szkoły przy ulicy Vest King 200. Letni wietrzyk rozmierzwił mi włosy.Odgarnęłam je ręką.
     Zapowiadała się impreza w ten weekend u Bree. W jej wielkiej willi z basenem. Dlaczego ja nie mogę mieć takiego życia jak ona?
   - No pewnie, nie ominęłabym takiego wydarzenia!
   -Wiesz, że będzie tam Jake? - Uśmiechnęła się porozumiewawczo i szturchnęła mnie.
   - Wiesz, nie wiem.- Pokręciłam głową.
      Jake. Boże jak on mi się podobał. Na samą myśl o nim mięknął mi kolana. Szaleje za nim od  3 lat, niestety nie wie o moim istnieniu. Właściwie nie pojmuję dlaczego, przecież jestem najlepszą przyjaciółką najpopularniejszej dziewczyny w szkole! Właściwie to nie użyłabym słowa '' przyjaciółka '', ponieważ znam Bree od 2 tygodni. Niedawno przeprowadziłam się tutaj, do jednej z najbogatszych dzielnic. O dziwo, od razu przypadłam Britany do gustu. Postanowiła, że się mną ,, zajmie''. Szczerze, nie nie wiem co ma na myśli. Wracając do imprezy - będę musiała się postarać i wyglądać oszołamiająco. I będę musiała zagadać do Jake'a, ale obawiam się, że jak tylko zobaczę jego oczy w kolorze czekolady to od razu ucieknę.
    Skręcałyśmy na moją ulicę. Zauważyłam Adriana, mojego przyjaciela z dzieciństwa. Zatrzymał się przy nas.
   -Gdzie idziecie? - Spojrzał na mnie. Udawał - jak zwykle - że Bree nie istnieje. Nie wiem dlaczego, ale od początku za nią nie przepadał. Ujął, że ,, sprowadzi mnie na złą drogę''. Czasami mnie denerwuje.
    -Do Carmen. - Warknęła Bree. Ona też za nim nie przepada.
    Zauważyłam, że Adrian się skrzywił. Boże, niech on się opanuje. I niech zacznie się normalnie ubierać. Nie wiem dlaczego, ale ostatnio zmienił styl na ,, skejta''. Ale muszę przyznać ładnie mu tak.
     Poczułam, że rumieniec oblewa mi twarz.
     - A Ci co? - Spojrzał na mnie.
     - Nic. - Czułam na sobie jego spojrzenie. Zapanowała cisza. Na szczęście telefon Bree zadzwonił. Była to jej mama i kazała iść jej do domu. Musnęła mnie w policzki i poszła. Patrzyłam na jej postać dopóki nie znikła za zakrętem. Wyglądała trochę zdzirowato. No, ale w końcu to jej sprawa.
     - Chcesz się do mnie przejść? - Zapytałam niby ot tak sobie.
     - No pewnie.
     Całą drogę przemilczeliśmy. Kiedy znaleźliśmy się w środku Aster podbiegł do nasi zaczął machać ogonem i szczekać. Aster to mój pies rasy Husky. Miał 8 lat.
     -Cześć staruszku. - Poklepałam go czule po łbie.
      W domu nikogo nie było. Poszliśmy po schodach na górę, do mojego pokoju. Ściany były białe, podłoga wyłożona panelami, a na nich puszysty dywan koloru kości słoniowej. Z prawej ściany zrobiło się jedno wielkie lustro. Po lewej stronie było biurko z laptopem a nad nim półka z książkami. Naprzeciwko stało łóżko z drewnianą ramą, okryte białą pościelą i poduszkami, które miały różne odcienie bieli.
      Rzuciłam torbę w róg i usiadłam na łóżku, a obok mnie usiadł Adrian.
    -Chcesz iść na tę imprezę do Bree? Proszę. - Popatrzyłam na niego. Zauważyłam, że między jego brwiami pojawiła się mała zmarszczka - co oznaczało, że się zastanawia. Podniósł na mnie wzrok.
    - Nie wiem, nie lubię tej bandy bogatych dzieciaków. - Warknął.
     Więc o to mu chodziło? Boże ,czasami chce mi się śmiać z niego, więc spojrzałam litościwie.
    - Ja tam będę więc nic się nie martw.
    Chyba go nie przekonałam. Ale czułam, że i tak pójdzie. Wystarczy poczekać dwa dni. Tylko te dwa dni.
     Godzinę potem Adrian sobie poszedł, a ja cały dzień rozmyślałam, jak to będzie u Bree. I czy Adrian tam będzie. Nie wiem dlaczego, ale czułam, że bez niego nie będzie tak samo. Dziwne uczucie. Kiedy go nie ma czuję, że brakuje mi połowy mnie. Dziwne uczucie. Położyłam się do łóżka, bo od tego myślenia rozbolała mnie głowa.